Tegoroczne zawody klubowe okiem zawodnika.

Tegoroczne zawody klubowe okiem zawodnika.

Opisuje Mariusz Parzych.

Jak co roku, nasz klub rozegrał cztery zawody spławikowe, wyłaniające mistrza klubu na dany rok. Dodatkowo dochodzą jeszcze jedne o puchar Prezesa klubu, lub jak to było w tym roku o puchar Skarbnika.                                                                                                                                                                        Z racji iż po raz trzeci zostałem mistrzem klubu, pozwoliłem sobie opisać poszczególne zawody, na co łowiłem i czym nęciłem. Myślę, że parę osób zaciekawi wpis i przeczyta do końca, choćby z nadmiaru wolnego czasu, a tym co będą chcieli skrytykować to serdecznie dziękuję i odsyłam do innych ciekawszych lektur, których jest mnóstwo.

Kanał Jegliński był pierwszym łowiskiem na którym otworzyliśmy sezon spławikowy. Trudna woda ze względu na licznie rosnące trawy na całej szerokości łowiska. W tym roku woda była bardzo niska i czysta. Wzorując się  rokiem poprzednim,kiedy to dominowała ukleja, rozłożyłem krótkie baciki oraz na wszelki wypadek tyczkę. Po gruntowaniu okazało się, iż nie mam pod tyczką kawałka czystego dna gdzie mógłbym położyć mieszankę zanętową, która składała się z zanęty płociowej oraz gliny lekkiej    ( wiążąca + agilla+ torfowa). Nie będę mówił o markach, ponieważ wszystkie zanęty zawodnicze są doskonałe i kompletne, a tajemnica tkwi w ich przygotowaniu. Dla ciekawości powiem tylko tyle, że pierwszy rok wygrywając klubowe zawody łowiłem na gardonie i bremesie Górka oraz Milewskim. W drugi roku łowiłem samym Sensasem, a ten rok padł na Champion Feeda. Generalnie zawody na Jegliński zakończyłem z trójką sektorową łowiąc ukleję i pojedyncze płotki oraz krąpiki przy brzegu. Nie ma co tu się rozpisywać, trudna woda.

Następne zawody zostały zorganizowane na kanale Węgorzewskim wspólnie z kołem PZW Węgorzewo. Taktykę na tą wodę miałem opracowaną z góry i była to wyłącznie odległościówka.            Zdawałoby się to trochę niedorzeczne, wąski kanał i odległościówka, a jednak. Woda w kanale jest niewiarygodnie czysta i ryba w tym natłoku wędkarzy ucieka pod drugi brzeg. Okres wakacyjny sprzyja licznym statkom które tam pływają i na pewno nie pomaga to w wędowaniu na przeciwległym brzegu. Na żyłkach zawisły trzy gramatury spławików z różnie rozmieszczonym ołowiem. Dwa z nich to ciężkie jak na te warunki 10 i 12 gram, z tym że obciążenie główne na dziesiątce miało 3 gramy, a dwunastce 4. Trzecia wędka miała 6 gram spławik przy obciążeniu na żyłce zaledwie 0k. 0,5  gram.      Zanęta składała się z 1,5 kilo zanęty płociowej oraz 1 kilo Wonder Bronze. Sama glina ciężka wiążąca  do mieszanki pół na pół na nęcenie wstępne. Ta sama glina poszła do donęcania 3:1 na korzyść gliny i glina zagęszczona bentonitem do robactwa.

Trzynaście dużych kul trafiło przy nęceniu wstępnym z ręki do wody. Przez 1,5 godziny w mojej siatce było parę małych rybek, ale systematyczne donęcanie mieszanką zanętową na przemian z gliną z robactwem zwabiło rybę, która to została do końca zawodów. Łowiłem na pinkę cięższymi zestawami przy dobrych braniach oraz lżejszym w momentach słabszych. Głównie do siatki trafiała nie za duża płotka oraz nielicznie krąpiki. Metoda odległościowa dała mi jedynkę sektorawą i wiem na pewno, że na tym łowisku będzie ona za każdym razem przodowała w następnych takich imprezach.

Jeziorko Miejskie w Bartoszycach. Tutaj wracam chyba najchętniej, ponieważ na tej wodzie dopuszczona jest w trakcie naszych zawodach tylko metoda matchowa.                                                         Tutaj nic nie zmieniam względem lat poprzednich. Mieszanka zanęty płociowej namoczona dzień wcześniej z gliną lekką( 6 litry ziemi torfowej+4 litry argilli+2 litry ciężkiej , doklejona bentonitem) w stosunku 5:1  na korzyść gliny, oraz ta sama glina do robactwa. Łowię spławikami podobnymi, wręcz tymi samymi co na Węgorzewie, oczywiście kiedy wiatr na to pozwoli, w przeciwnym razie idą w ruch cięższe gramatury.

Nęcenie wstępne, do wody trafia niezła artyleria małych kulek. Łowię na dystansie 23-25 metrów z uwagi na fakt, że znalazłem tam nie znacznie głębsze miejsce ( chyba coś ok. 20 cm) co w bardzo płytkim zbiorniku jest zawsze na plus. Łowie na pinkę z ochotką. Początkowo brania bardzo mizerne, sporadycznie z wody udaje się wyciągnąć jakieś płotki lub mikro leszczyki. Wiem, że aby wygrać trzeba złowić dużo drobnicy lub trochę większych leszczyków. Z uwagi na fakt, że do wody poszła uboga mieszanka w zanętę, postawiłem na leszczyki co było zamierzone od samego początku. Do wody trafiają systematycznie kule coraz bogatsze w robactwo czyli pinka, ochotka, kaster. Zostaje jeszcze gnojak, który czeka na wejście w łowisko większej ryby. Z upływem godzin zaczynam odławiać większe egzemplarze leszczyków przeplatane z małą płotką. Dzień zakończyłem jedynką sektorową. Udało się.

Rzeka Łyna w miejscowości Masuny. Urocze miejsce otoczone lasem, szczególnie na wiosnę lub latem. Ogrom ptactwa i ich śpiewy towarzyszą wędkarzom w delektowaniu się naturą. Cóż trzeba więcej, woda, drzewa i dobre towarzystwo.

Od trzech lat nie zabieram tam tyczki, a główna metoda to znowu odległościówka. Rozłożone mam zawsze ze dwie uklejówki i jakiś siedmio lub ośmio metrowy bat. Stawiam zawsze na matcha, a reszta  to na wszelki wypadek gdyby coś nie wyszło z metodą odległościową.

Moja taktyka też nie zmienia się znacząco od lat poprzednich. Namoczona dzień wcześniej zanęta płociowa z Wonder Black oraz sama glina ciężka piaszczysta, która ma za zadanie szybko się obsypywać. Do robactwa ta sama glina zagęszczona bentonitem. Zestawy które zawisły na żyłkach to dwunasto oraz czternasto gramowe waglery z obciążeniem głównym ok. czterech, pięciu gram. Przy nęceniu wstępnym do wody trafiają kule w stosunku 1:1 zanęty z gliną z małą zawartością robactwa. Założenie jest takie, aby do wody w trakcie łowienia trafiały kule coraz to uboższe w zanętę, a bogatsze w robaka. Na haku trafiała ochotka z pinką, lub pęczek ochotek na które połakomiły się dość słusznych rozmiarów leszczyki. Po raz trzeci w tym roku metoda odległościowa dała mi jedynkę sektorową. Ciesze się niezmiernie z tego faktu tym bardziej, iż to ona daje mi najwięcej satysfakcji z łowienia.

Po czterech zawodach i punktach 3,1,1,1 zdobyłem Mistrza Klubu co daje dużo satysfakcji i myślę, że wpis ten pomoże w jakimś stopniu kolegom w przygotowaniach w następnych latach. Myślę, że łowiska ze względu na swą pojemność pomieszczenia sporej ilości zawodników zostaną te same i  wiadomości te przyczynią się do szerszego spojrzenia co do słuszności obranej taktyki.

Drugie miejsce i tym samym pierwszego V-ce Mistrza zdobył mój serdeczny kolega Andrzej Kruszewski, który to towarzyszy mi w każdych zawodach organizowanych nie tylko przez nasz Klub, lecz wszelakich innych które to łączą pasjonatów tego pięknego sportu.

Trzecie Miejsce i drugiego V-ce Mistrza Klubu zdobył Nasz sympatyczny Kolega Andrzej Rosłan.          Gratulacje dla wszystkich członków klubu.

Nasz sezon spławikowy zakończyły zawody o Puchar Skarbnika na jez. Szczycionek. Woda bardzo techniczna i wymagająca. Tutaj rozłożyłem tyczkę po raz drugi na zawodach, bez której nie byłoby sensu w ogóle startować. Zestawy bardzo lekkie od 0,5 do 1 grama. Moja mieszanka składa się z kilograma zanęty płociowej moczonej tuż przed startem, mieszanki paczki ziemi bełchatowskiej, 4 paczek gliny argille oraz paczki lub dwóch gliny wiążącej w zależności od siły wiatru i fali na jeziorze.

Nęcenie. Do wody trafiają kule z ręki mieszanki zanęty z gliną w stosunku 2:1, oraz z kubka ta sama glina z robakami okraszona bentonitem. Donęcam już tylko i wyłącznie czystą gliną z jokiem, choć zdarzały się sytuację gdzie spożywka też była nieodzowną częścią, aby utrzymać rybę w łowisku. Na haczyk nr. 20-22 trafia wyłącznie ochotka lub dwie, w lepszych braniach pinka. Zawody zakończyłem jedynką sektorową. Ogólnie wygrał w drugi sektorze Andrzej Kruszewski z wyższą wagą, a taktyka była bardzo podobna do mojej. Gratulacje.